Film Baraka Goodmana i Johna Maggio jest oparty częściowo na cieszącej się dużym uznaniem, wydanej w roku 2005 biografii „The Lobotomist” pióra pisarza medycznego Jacka El-Hai, który pojawia się w filmie i był jego konsultantem. Są w nim zarówno mrożące krew w żyłach czarno-białe amatorskie filmy, jak i zapadające w pamięć zdjęcia pacjentów przed, a czasem także po lobotomiach. Narratorem wielu filmów jest mówiący chropawym głosem Freeman, który demonstruje procedurę, jaką wykonał u ponad 2900 osób, z których najmłodsza miała 4 lata.
Twórcy filmu zwracają uwagę, że lobotomia rozwinęła się w terapeutycznej próżni. Do połowy lat 50. XX wieku, gdy przełomowy lek uspokajający – torazyna – rozpowszechnił się w szpitalach dla umysłowo chorych, rozpoczynając w ten sposób erę psychofarmakologii, medycyna nie miała pacjentom psychiatrycznym niemal nic do zaoferowania.
Jak jasno wynika z pasjonującego, trwającego godzinę filmu dokumentalnego „The Lobotomist”, operacje Freemana były odbiciem występującej u neurologa specyficznej kombinacji fanatyzmu, talentu, nieposkromionej pychy i – jak zauważył jeden z jego stażystów – szaleństwa. Czasami Freeman, który lubił widowiskowość, używał młotka ciesielskiego zamiast chirurgicznego demonstrując swą metodę. Kiedy indziej operował lewą ręką, zamiast prawej.
Przed kamerą pojawia się kilku jego krewnych, ale jednym z najbardziej poruszających wywiadów jest ten przeprowadzony z kierowcą autobusu w Berkeley, Howardem Dully. Gdy miał 12 lat, Freeman przeprowadził u niego lobotomię, ponieważ macocha narzekała, że chłopak sprawia trudności.
Najważniejszym problemem tego poruszającego i niepokojącego filmu nie jest – jak ujmuje jeden z pisarzy – to, w jaki sposób z właściwej drogi zbacza człowiek, lecz to, jak może zboczyć z niej nauka.
Dodaj komentarz