Lobotomia dawniej była jedną z metod leczenia chorych na schizofrenię lub inne poważne zaburzenia psychiczne. Celem była redukcja procesów emocjonalnych, które zwykle towarzyszą procesom poznawczym – myślom i wspomnieniom (a więc i myślom natrętnym lub halucynacjom). Stosowano ją w czasie, gdy nie były jeszcze dostępne skuteczne leki przeciwpsychotyczne. Jednym z poważniejszych skutków ubocznych lobotomii przedczołowej jest utrata przez pacjenta poczucia „ciągłości własnego ja”, świadomości, że jest tą samą osobą, którą był wczoraj i będzie jutro.
Lobotomię propagowano jako skuteczną metodę terapeutyczną do walki z zaburzeniami psychotycznymi, np. schizofrenią, zaburzeniami nastroju, np. depresją, czy zaburzeniami zachowania, np. w przypadku rozhamowania popędów. Zabiegi psychochirurgiczne wykonywano z wielu przyczyn, w celu usunięcia różnych objawów. Dużą grupę pacjentów stanowiły osoby, u których występował stan określany przez Arnota „trwałym stanem dręczącego martwienia się sobą”. Pacjenci byli kierowani na zabieg, z powodów takich jak:
- urojenia somatyczne,
- hipochondria ,
- nerwica obsesyjno-kompusywna,
- parafrenia,
- schizofrenia,
- depresja lękowa,
- uporczywe, natrętne myśli (bolesne ruminacje),
- uogólnione zespoły lękowe,
- uporczywy, patologiczny stan poczucia winy.
Były wśród nich również ofiary wojen, u których dzisiaj stwierdziłoby się zespół stresu pourazowego (PTSD) zwany wtedy nerwicą wojenną, oraz agresywni przestępcy. Poza tym stosowano tego typu operacje u pacjentów psychiatrycznych bardzo pobudzonych (tu bez względu na właściwą chorobę). Najważniejsze cele wykonania operacji to ogólnie rzecz biorąc redukcja objawów lękowych i nadmiernego pobudzenia.
Zastosowanie zabiegów psychochirurgicznych miało prawdopodobnie szerszy zakres niż można dziś przypuszczać. Operacje przeprowadzano także w celu redukcji bólu. Ich skuteczność ma jednak specyficzny charakter. Antonio Damasio wspomina, jak jeden z pacjentów A . Limy, zapytany dwa dni po zabiegu leukotomii o swoje bóle, odrzekł: „Och, bóle pozostały bez zmian, ale teraz czuję się dobrze, dziękuję”
Walter J. Freeman posługując się szpikulcem do kruszenia lodu przebijał kość oczodołową, między gałką oczną a kością brwi. Kilka ruchów młotkiem i operacja „transorbitalna” była zakończona. Prostota całego zabiegu pozwalała mu nauczać wykonywania tej procedury zarówno lekarzy jak i powiększające się grono sympatyków. To właśnie Freeman porównał trudność lobotomii z wizytą u dentysty.
Wkrótce na całym świecie zapanowała moda na lobotomię. W Europie leczono nią homoseksualistów, a w Japonii sprawiające trudności dzieci. Zaś doktor ?Freeman stale odwiedzał nowe miejsca, aby wykonywać zabiegi i kształcić następców. Witały go rzesze ludzi, tytuły prasy lokalnej anonsowały wizytę, niemal jak pojawianie się gwiazdy z Hollywood. A dr Freeman ze szpikulcami w dłoni, jak na fabrycznej taśmie montażowej, rozpruwał po kolei mózgi oszołomionym elektrowstrząsami ludziom.
W latach pięćdziesiątych, wraz z wynalezieniem Thorazyny (leku psychotropowego o podobnych aczkolwiek nietrwałych efektach wytłumiających), powoli zaczęto wycofywać lobotomię ze szpitali, traktując ją jako barbarzyństwo. W 1967 roku Freeman stracił prawo do wykonywania zawodu po uśmierceniu szpikulcem jednego z pacjentów.
Otrzeźwienie przyniosła światu nie rzetelna weryfikacja efektów lobotomii, lecz wprowadzenie na rynek w 1955 r. pierwszych leków psychotropowych. Możliwość łatwego podawania pacjentom farmaceutyków i widoczne skutki ich działania sprawiły, że lekarze i uczeni ośmielili się skrytykować poczynania dr. Freemana. Pojawienie się pierwszych głosów rozsądku wkrótce zerwało tamę milczenia. Nagle okazało się, że aż 67 proc. pacjentów po zabiegu zamienia się w bezwolne warzywa, a kilka procent szybko umiera na wylew krwi do mózgu. Wprawdzie pozostała jedna trzecia nieszczęśników potrafiła funkcjonować w codziennym życiu, ale emocjonalnie i intelektualnie przypominali kilkuletnie dzieci. Niestety, zanim to zauważono, na całym świecie poddano lobotomii ok. 70 tys. ludzi, często zupełnie zdrowych, gdyż zaczęto tak „leczyć” także osoby o skłonności do depresji, prostytutki i recydywistów.
We wczesnych latach 60. XX wieku lobotomia wypadła z łask, częściowo z powodu małej skuteczności i katastrofalnych szkód, jakie wyrządzała wielu pacjentom.
Ponieważ lobotomia nie zawsze okazuje się skuteczna, do tego jest nieodwracalna i prawie zawsze powoduje niekorzystne zmiany w psychice oraz zachowaniu pacjenta, w wielu krajach – m.in. w Polsce, gdzie jest zabroniona – obecnie w ogóle się jej nie stosuje.
Dodaj komentarz